poniedziałek, 18 lipca 2016

#100HappyDays part 3

"Wierzę, że najlepsze w życiu to mnie czeka jeszcze.
Przecinając nieba przestrzeń, wiem że żyje,
Mam tylko jedną szanse, na życie jeden bilet."
Z.B.U.K.U  "Łap marzenia"
Sama nie wierzę, że już połowa lipca. Tygodnie mijają tak szybko, że trochę obawiam się, że lato upłynie zanim zdążę zrobić wszystko co zamierzam, więc trzeba ten czas jak najlepiej wykorzystać. I taki był miniony tydzień, cały na wyjeździe, w pociągu (przejechałam chyba jakieś miliony km), szybki i pełen emocji, zupełnie taki jak ja, szalony i nieprzewidywalny. W takich momentach najlepiej uświadamiam sobie, jak bardzo kocham życie i jak bardzo pragnę przeżywać te wszystkie cudowne chwile. Wtedy widzę, że wszystko zależy od nas, trzeba iść do przodu i nigdy się nie poddawać. Dzięki podróżom uświadomiłam sobie kilka spraw i mam straszną burzę w głowie. Wiem, że muszę coś zrobić, tylko mam masę wątpliwości, ale czy gdy mamy iść trafną drogą to nie pojawiają się wątpliwości? Czy na właściwej drodze nie ma zakrętów i przeszkód?



Dzień piętnasty 
Drugi dzień pobytu u Asi. Widoki były cudowne, równiny rozciągające się aż po granicę horyzontu Piękne zachody słońce, aż człowiek pozwala sobie na zapomnienia. Poza tym wybrałyśmy się na wiśnie, robiłyśmy ciasto i rzecz jasna plotkowałyśmy.


Dzień szesnasty 
W niedzielę pogoda poprawiła się dopiero popołudniu, dlatego udało się zrobić grilla. Jedzonko, wspaniali ludzie i dobra muzyka to wszystko czego można chcieć od życia. Wieczorem oglądałyśmy finał EURO wygrany przez Portugalię. Kibicowałam Francji, ale taki jest sport, pełen niespodzianek.


Dzień siedemnasty
Wypad do trójmiasta. Już od początku biegłyśmy na pociąg, wbiegając na peron widziałyśmy nadjeżdżające regio. Udało nam się załatwić się wszystko z praktykami oraz odebrać certyfikat z angielskiego, miałyśmy już ruszać na plażę, gdy nagle zaczęło grzmieć i padać. Więc postanowiłyśmy udać się do gdyńskiej Riwiery, lecz nic poza jedzeniem nie kupiłyśmy. Okazało się, że pogoda się poprawiła, więc udałyśmy się na plażę. Lecz nieco ponad godzinę było nam dane cieszyć się słońcem, piaskiem i morzem, gdyż znów zaczęło padać.


Dzień osiemnasty
Powoli ogarniałyśmy się na wyjazd do stolicy małopolski. Po 22 miałyśmy pociąg z Tczewa do Krakowa. W pociągu miałyśmy bardzo sympatycznych współpasażerów i słodkiego yorka. Więcej o tym w moim poprzednim poście Kierunek Kraków.


Dzień dziewiętnasty
O 7:21 zameldowałyśmy się na stacji Kraków Główny, odświeżyłyśmy się, zjadłyśmy śniadanko, wypiłam kawę (była pyszna, ale dalej chciało mi się spać) i ruszyłyśmy w stronę Starego Miasta. Udało nam się zobaczyć Barbakan, Bramę Floriańską, Kościół Mariacki, Sukiennice i Wawel. Miałyśmy okazję przejechać się krakowskimi tramwajami. Popołudnie spędziłyśmy w TAURON  Arenie Kraków, oglądając mecze Final Six Ligi Światowej.


Dzień dwudziesty
Pogoda popsuła nam plany na zwiedzanie, więc zostałyśmy w domu gdzie bawiłyśmy się z uroczym kuzynostwem Asi, udałyśmy się na zakupy do M1 (spokojnie napiszę co kupiłam), a potem na halę, dopingować naszych. Po meczach udało mi się zdobyć kilka autografów (tak, jaram się!!!) Więcej o pobycie w Krakowie, przemyśleniach związanych z podróżami w kolejnym poście.


Dzień dwudziesty pierwszy  
Nasz pobyt w stolicy małopolski dobiegł końca, ciężko było mi się rozstać z tym przepięknym miastem, ale kiedyś na pewno jeszcze tam wrócę. Tymczasem fajnie być w końcu w domu i chwilę odetchnąć.


Zapraszam Was także do polubienia mojego nowo powstałego fanpage'a  na facebooku Smakując życie. Zaglądajcie także na instagram!

1 komentarz: