"Szczęście znajduje się w tobie. Zaczyna się na dnie twojego serca, a ty możesz je wciąż powiększać, pozostając życzliwym tam, gdzie inni bywają nieżyczliwi; pomagając tam, gdzie już nikt nie pomaga; będąc zadowolonym tam, gdzie inni tylko stawiają żądania. "
Phil Bosmans
Pamiętam jak całkiem niedawno rozpoczynałam cykl #100HappyDays, a teraz piszę już piątego (!!!) wakacyjnego posta. Miniony tydzień spędziłam w domu, ale to nie oznacza, że było nudno. Wręcz przeciwnie, był to tydzień pełen miłych wydarzeń. Przypomniałam sobie jak jako dziecko spędzałam wakacje, bez zmartwień, na rowerze, z wiatrem we włosach. To cudowne wspomnienia, dlatego postanowiłam je powtórzyć. Ponadto, odwiedziła mnie Jola i miałyśmy okazję spędzić kilka dni razem. Oprócz tego doszło kilka moich pocztówek z postcrossing, więc pewnie niedługo ja coś dostanę.
Dzień dwudziesty dziewiąty
Sobota jak zwykle była bardzo pracowita. Udało mi się upiec przepysznego snickersa. Po południu wygrałam się także na przejażdżkę rowerową po kilku tygodniach przerwy.
Dzień trzydziesty
Wielkim plusem niedzieli były: pyszny obiad, jak również wypad do babci. Udało mi się tam zrobić kilka zdjęć (co prawda telefonem), ale możecie je zobaczyć poniżej.
Dzień trzydziesty pierwszy
Przyjazd Joli. Bardzo ucieszyłam się, że udało nam się dograć to spotkanie i zobaczyć się u mnie, na Mazurach. Pierwszym punktem naszego spotkania, po rozpakowywaniu i obiedzie był spacerek nad jeziorko. Wieczorem oglądałyśmy "Love, Rosie". Ktoś z Was widział? Co myślicie? Mi bardziej się podobała książka.
Dzień trzydziesty drugi
Kolejny dzień postanowiłyśmy spędzić w Mrągowie. Spacerowałyśmy promenadą, pokazałam Joli molo, ratusz, pomnik papieża, jeziorko magistrackie, szkoły do których chodziłam. Odwiedziłyśmy także pocztę i lodziarnię, gdzie zamówiłyśmy pyszne lody. Wieczorem wybrałyśmy się na spacer w okolicy mojego domu.
Dzień trzydziesty trzeci
Środę spędziłyśmy bardzo intensywnie. Rano zabrałam się za obieranie ziemniaków i pranie, a Jola robiła ciasto. Potem pojechałyśmy rowerami do Mrągowa na zakupy i wygrałam Big Milka. Zdążyłyśmy wyjść na plażę, a wieczorem wspólnie z moimi braćmi graliśmy w gry planszowe.
Dzień trzydziesty czwarty
Rano odwiozłam Jolę do Olsztyna. Natomiast wieczorem w końcu, po ponad tygodniu sięgnęłam po książkę. #BrawoJa
Dzień trzydziesty piąty
Od rana zabrałam się do intensywnej pracy. Sama rwałam się do obowiązków domowych czy pracy w ogrodzie (to w moim przypadku bardzo dziwne). Efektem tego są piękne słoiczki z ogórkami, które na pewno zabiorę do Sopotu.
Mam do Was pytanie: Co sądzicie o postach #100HappyDays? Czy formuła nie jest nudna? Zamysł polegał na tym, żeby cieszyć się z drobiazgów, więc nie zawsze będę opisywać spektakularne rzeczy. Nie uważacie tego za minus?
PS. Byłam bardzo zmęczona gdy pisałam ten post, więc wybaczcie błędy. Jutro pojawi się podsumowanie lipca, tam postaram się więcej napisać.
Dobranoc!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz